8 października, 2023
Może to brzmi paradoksalnie, ale najważniejsze jest intuicyjne rozumienie demokracji, które zawsze sprowadza się do tego samego pytania: czy to ja decyduję o moim losie, czy też robi to ktoś za mnie? – pisze prof. Mirosław Matyja.
Czym się różni demokracja oddolna od demokracji bezpośredniej? Nie jest żadną tajemnicą, że używamy zamiennie tych określeń, sugerując potrzebę modernizacji polskiego (i nie tylko polskiego) systemu polityczno-decyzyjnego. Obydwa określenia są słuszne, niemniej jednak występują między nimi istotne różnice.
Otóż, demokracja oddolna powiązana jest ściśle z pojęciem subsydiarności. Przypominam, że zasada subsydiarności/pomocniczości reguluje porządek społeczny i polityczny, przyczyniając się do optymalnego podziału kompetencji wg reguły: «tyle państwa, na ile to konieczne i tyle społeczeństwa, na ile to możliwe». To z kolei wiąże się z nieingerowaniem państwa w sprawy samorządu terytorialnego.
Krótko mówiąc, wiążące decyzje powinny zapadać zawsze na najniższym szczeblu procesu decyzyjnego. To samorząd decyduje o swoich sprawach, bez ingerencji organów państwowych. Dopiero gdy samorząd nie jest w stanie podjąć wiążących decyzji – ze względu na brak szerszych kompetencji – decyduje o tym szczebel wyższy, a więc w polskiej konstelacji polityczno-terytorialnej byłby to powiat, a następnie województwo.
Tak więc, subsydiarna demokracja ma charakter oddolny – z dołu do góry. W tym sensie władze w Warszawie powinny zajmować się polityką zagraniczną, obronnością państwa, budową autostrad itp., ale na pewno nie powinny ingerować w wewnętrzne sprawy gminy.
Warunkiem w pełni subsydiarnego funkcjonowania państwa jest jego federalny charakter. I tu mamy problem w Polsce, bowiem nasze państwo ma charakter unitarystyczny, a nie federalny. Tak więc, lapidarnie mówiąc, proces decyzyjny w Polsce przebiega dokładnie odwrotnie: z góry na dół.
A demokracja bezpośrednia? To sposób podejmowania decyzji bezpośrednio, czyli w ramach referendum. Mieszkańcy gminy podejmują istotne decyzje podczas głosowania gminnego, a w skali państwa ważne decyzje podejmowane są z kolei w ramach referendum ogólnokrajowego.
Paradoksem jest jednak to, że nie możemy mówić dzisiaj o demokracji bezpośredniej, lecz jedynie o jej półbezpośredniej wersji.
Dlaczego? Bowiem w ramach głosowania przy urnie albo listownie nie występuje jedność miejsca i czasu. Bezpośredniość głosowania ma miejsce jedynie wówczas, gdy głosujemy przez podniesienie ręki albo elektronicznie. Wówczas decyzja zapada natychmiastowo, a więc bezpośrednio.
To są naprawdę definicyjne niuanse, ale czasem warto o tym wiedzieć. Niemniej jednak, pojęcie „demokracja bezpośrednia” odnosi się generalnie do procesu podejmowania decyzji przez obywateli i dla obywateli.
Notabene, w ramach Instytutu Demokracji Bezpośredniej powstaje obecnie elektroniczna platforma do głosowania – prototyp narzędzia dla przeprowadzenia referendum w wersji elektronicznej.
Obserwujemy więc zjawisko przywrócenia pełnej bezpośredniości głosowania dzięki elektronicznej wersji tego procesu. Czyli następuje swoisty powrót do ateńskiej demokracji bezpośredniej w jej najlepszym, nowoczesnym wydaniu.
Wróćmy jednak do tytułowego pytania niniejszego tekstu. Czy zamienne stosowanie pojęć „demokracja oddolna” i „demokracja bezpośrednia” jest niepoprawne? Nie jest, bowiem są to pojęcia obiegowe, a więc będące w ogólnym użyciu, powszechnie akceptowane i zrozumiałe. Poza tym, obydwa pojęcia sugerują aktywny udział obywateli w procesie polityczno-decyzyjnym.
Może to brzmi paradoksalnie, ale najważniejsze jest intuicyjne rozumienie demokracji, które zawsze sprowadza się do tego samego pytania: czy to ja decyduję o moim losie, czy też robi to ktoś za mnie?
Prof. Mirosław Matyja, koordynator merytoryczny Instytutu Demokracji Bezpośredniej
Źródło obrazu: Freepik
NIP: 734-296-07-87
KRS: 0000150277